
Artykuł ukazał się w Medical Maestro Magazine, Vol. 12, s./p. 1629-1776
Magdalena Szumska: Podczas premiery „Hello, Dolly!” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu dawała Pani widzom tyle radości! Niepotrzebne są zbliżenia kamery, by zobaczyć Pani energię.
Grażyna Brodzińska: Kocham ten zawód! Daje mi on wiele satysfakcji.
Miewa Pani tremę przed wyjściem na scenę?
Zawsze. W miarę upływu czasu jest ona coraz większa, bo widz jest bardziej wymagający, więc i odpowiedzialność wzrasta. Ważne, aby publiczność jej nie zauważyła. Powinna mieć wrażenie, że jest to wszystko łatwe, piękne i naturalne. Brak tremy to rutyna, a publiczność od razu ją wyczuje i absolutnie nie zaakceptuje, mam na myśli oczywiście rutynę.
Czy ona jest czynnikiem warunkującym doskonałość?
W pewnym sensie tak, moja trema mnie mobilizuje. W tym zawodzie, jak zresztą w wielu innych potrzebna jest adrenalina, motywacja do dążenia do doskonałości. Jej brak oznaczałby lekceważenie widzów, a dla mnie publiczność jest najważniejsza.
Dzisiejszy świat docenia ludzi z pasją. Wydaje się, że musical „Hello, Dolly!” dodaje widzom skrzydeł. Pani rola to istne pozytywne szaleństwo!
Cieszę się, że Pani tak to odbiera. Była ona dla mnie ogromnym wyzwaniem, zwłaszcza po filmie z Barbrą Streisand – cudowną artystką, która nie tylko fantastycznie śpiewa, ale jest również świetną aktorką. Miałam wątpliwości czy dam radę, ponieważ prywatnie jestem zupełnie inną osobą, ale obawy na szczęście okazały się niepotrzebne.
Po raz pierwszy zagrała Pani Dolly w Teatrze Muzycznym w Gliwicach?
Tak, pamiętam, że dyrektorzy teatru dosyć długo namawiali mnie, żebym podjęła się tego zadania. Byli na szczęście bardzo uparci. Spektakl odniósł duży sukces.
W Gliwicach spędziła Pani część swojego życia.
Urodziłam się w Krakowie, ale ze względu na charakter pracy moich rodziców przeprowadziliśmy się wkrótce na Śląsk. Moja mama była znakomitą śpiewaczką, aktorką oraz tancerką. Tata był dyrektorem wielu teatrów, a także znakomitym tenorem i reżyserem. Jeździłam z nimi po różnych miastach, a zaczęło się od Gliwic. Miałam wówczas około pięciu lat. Wracam tam do dzisiaj.