Strona główna WYWIAD Osobowości medycyny: Hanna i Antoni Dziatkowiak

Osobowości medycyny: Hanna i Antoni Dziatkowiak

Oboje urodzili się w 1931 r. On w Wielkopolsce w rodzinie chłopskiej, Ona w Warszawie w rodzinie robotniczej. Poznali się przez przypadek podczas pierwszego roku studiów medycznych w Czechach. Oboje uzyskali tytuły profesorskie, lecz z różnych dziedzin medycyny. Obecnie przebywają na zasłużonej emeryturze. Sami mówią o sobie, że są ludźmi sukcesu. Dzięki ciężkiej pracy, ambicji i pasji do tego, co robili, osiągnęli bardzo wiele, zarówno na polu naukowym, jak i zawodowym.

8104
PODZIEL SIĘ

Artykuł ukazał się w Medical Maestro Magazine, Vol. 2, s/p. 149-296

Profesorowie Hanna i Antoni Dziatkowiakowie – ludzie z pasją, poczuciem humoru, bardzo ciepli, rodzinni, zorganizowani. Osiągnęli również sukces w życiu prywatnym jako spójna i kochająca, wielopokoleniowa rodzina. Przychodząc do ich domu, wyraźnie odczuwa się atmosferę pełną rodzinnego ciepła i miłości. Nie chce się opuszczać tego miejsca. Ludzie niezwykle elokwentni, wykształceni, a zarazem zachowujący „normalność”. Oboje jednogłośnie mówią, że w życiu najbardziej liczą się dla nich SATYSFAKCJA i ŻYCIOWE PASJE. Dużo bardziej cenią wartości emocjonalne niż wszelkie dobra materialne i tę dewizę życiową pragną zaszczepić również dzisiaj w młodych ludziach medycyny.

Aleksandra Korzeniowska: Jakim człowiekiem trzeba być, aby wykonywać zawód lekarza?
Antoni Dziatkowiak: Przyzwoitym! (śmiech).

Magdalena Szumska: Czym jest dla Pana Profesora przyzwoitość?
A.D.: Przyzwoitość to bardzo szerokie pojęcie. Jak mawia Władysław Bartoszewski, nie opłaca się być przyzwoitym, ale warto być przyzwoitym. Być przyzwoitym, to nie znaczy być nudnym czy idealnym. Młody człowiek naturalnie popełnia błędy i robi różne rzeczy, dobre i złe. Przyzwoitość polega na tym, że zda on sobie z tego sprawę i zminimalizuje lub naprawi wyrządzone nieprzyzwoitością szkody. Każdy bowiem może popełniać błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi. Przyzwoitość więc to takie postępowanie, które pozwala realizować siebie, nie czyniąc przy tym szkody innym. A człowiek, który chce być lekarzem, powinien być co najmniej przyzwoity. Pozostałe przymioty lekarza są tylko niezbędnymi, nabytymi dodatkami zawodowymi.

A.K.: Jaki powinien być kardiochirurg?
A.D.: Kardiochirurg to człowiek przede wszystkim wysoce opanowany, emocjonalnie stabilny i zorganizowany. Oprócz tego powinien być właśnie przyzwoitym lekarzem, dobrym internistą i kardiologiem, który potrafi dobrze operować serca. Poza tym musi mieć poczucie humoru! Jeżeli chirurg nie będzie optymistą z poczuciem humoru, to trudy tej psychicznie wyczerpującej specjalności go zniechęcą.

A.K.: Jaką wartość ma zdrowie w dzisiejszych czasach?
A.D.: W związku z tym, że mówimy o ekonomizacji (rachunku kosztów) w służbie zdrowia, to stwierdzam, że dzisiaj zdrowie ma wartość materialną, a służba zdrowia i usługa medyczna stały się głównie towarem, który można kupić lub nie. Zdrowie jest też przedmiotem troski dwóch stron: pacjenta, który je traci i lekarza, który pomoże je odzyskać. Miałem okazję pracować dłuższy czas w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonuje w pełni kapitalistyczna służba zdrowia. Będąc w Stanach Zjednoczonych, pracowałem z najlepszymi w świecie kardiochirurgami, między innymi z dr. Michaelem DeBakeyem – słynnym wówczas szefem Katedry Chirurgii w Baylor University w Houston, w Teksasie. Gdybym tam pozostał, to podobnie jak moi tamtejsi koledzy, zrobiłbym na zdrowiu dobry interes i dzisiaj byłbym milionerem. Pogoń za pieniądzem, za nadmiernym zyskiem sprawiła, że oni są dzisiaj strzępkiem nerwów i nie mają czasu na nic, a ja mam! (śmiech).  Z drugiej strony, u nas panuje zawoalowana przemożna dążność do zarabiania dużych pieniędzy: większość zabiegowców operuje w szpitalu chorych, których wcześniej widzieli u siebie w prywatnym gabinecie. To nie jest prawidłowe zjawisko, ponieważ ubezpieczonemu pacjentowi należy się bezpłatne leczenie. Kardiochirurgia w szpitalu może się bez prywatnego gabinetu kardiochirurgicznego rozwijać, natomiast odwrotnie – nie.