Strona główna PASJE MEDYCYNY Złombol. Moje inne życie

Złombol. Moje inne życie

Złombol to wyjątkowa wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji. Rajd wszędzie wzbudza pozytywne emocje, a w załogach adrenalinę. Bo osiągi typu 120 km/h są akcjami zapierającymi dech w piersiach.

6159
PODZIEL SIĘ

Artykuł ukazał się w Medical Maestro Magazine, Vol. 3, s./p. 297-444

Trasy Złombola prowadziły już z Katowic do Monte Carlo, pod koło podbiegunowe do Nordkapp, do Istambułu, jeziora Loch Ness w Szkocji, Olimpii w Grecji, Lloret de Mar. Więcej o Złombolu opowie nam: Martyna Kinderman – organizatorka i dwóch uczestników: Dawid Wróblewski oraz Maciej Matyja – lekarz.

Punkt widzenia organizatorki
Kamila Borzyszkowska: Skąd wziął się pomysł na zorganizowanie takiej akcji?
Martyna Kinderman: Ponad osiem lat temu mieliśmy okazję kupić po bardzo niskich cenach maluchy. Przemalowaliśmy, odnowiliśmy i okazało się, że są to auta bardzo wytrzymałe i pełne pozytywnych niespodzianek. Postanowiliśmy zabrać je w dłuższą trasę i tak od słowa do słowa pomyśleliśmy o słynnym kasynie w Monte Carlo. Wyobraźcie sobie zaparkować maluszkiem koło najnowszego astona martina albo porsche, albo jeszcze lepiej − zająć jego miejsce − śmiał się Marcin Tetzlaff, organizator. Pół roku później stało się dokładnie tak – uśmiechnięty pan parkingowy odebrał od nas kluczyki i zaparkował nasze złomy pod głównym wejściem. Dzisiaj Złombol to głównie akcja charytatywna. Złombolowcy wyruszają do podanego celu  autami produkcji lub zamysłu komunistycznego, często o niezweryfikowanym stanie technicznym. Uczestnicy − oprócz „dobrej” zabawy, zwiedzania, poznawania ciekawych osób i próby swojego charakteru podczas podróży − wiele miesięcy przed wyjazdem szukają zainteresowanych darczyńców, którzy umieszczają reklamę na złombolowych autach. Najważniejsze w naszej akcji jest to, że 100% uzbieranych środków idzie na zakup rzeczy dla dzieciaków z domu dziecka, a koszty podróży pokrywają uczestnicy z własnej kieszeni.

Lubisz wersję papierową? Zajrzyj tutaj

Skąd pomysł, żeby poruszać się autami produkcji komunistycznej?
Pokonanie tego dystansu nowym lub trochę starym autem pozbawiłoby uczestnika wyzwania, przygody, zaskoczenia. Byłoby po prostu nudne dla nas i dla obserwujących, kibicujących nam ludzi.

Złombol3

Jakie ciekawe zaskakujące przygody zdarzają się podczas wyjazdu?
Sama widziałam, jak na duńskiej autostradzie drzwi trabanta otworzyły się do góry, niczym w lamborghini gallardo. W innym trabancie w drodze do Loch Ness rozbiła się przednia szyba, ale nic nierobiący sobie z tego złombolowcy dalej jechali dzielnie przed siebie – bez przedniej szyby. Na tym samym wyjeździe chłopacy z żuka odkryli, że opony z londyńskich taksówek idealnie pasują do ich pojazdu i w ten sposób mogli jechać dalej. Znane są mi trzy pary, które zaręczyły się po drodze i jedna, która powiedziała sobie sakramentalne „tak” na mecie.

Czy zdarzyło się kiedyś, że ktoś nie dojechał do mety?
Bywało i tak, że nie udało się komuś dojechać na start, a co dopiero na metę! Nasze „bolidy” należą raczej do kapryśnych sprzętów. Tu uszczelka, tu półośka, kiedy indziej auto po prostu się przegrzewa albo „wystarczy” zmienić sprzęgło. Nigdy nie wiadomo, co czeka nas po drodze!

Czy uczestnicy sami pozyskują darczyńców/reklamodawców? W jaki sposób?
Uczestnicy udostępniają darczyńcom powierzchnię reklamową na swoich pojazdach lub strojach ekipy. Dosłownie każdy może pomóc: firma, osoba prywatna, miasto np. w ramach promocji, można nam przekazać 1% z podatku. W zamian darczyńcy wpłacają środki na złombolowe konto podane na naszej stronie. Każdy team musi uzbierać minimum 1000 zł dla dzieci.